W 1939 roku Polska została zbrodniczo napadnięta przez Hitlerowskie Niemcy i Stalinowską Rosję.
Od samego początku II wojny światowej polski naród dzielnie walczył o wolność nie tylko okupowanej Polski, ale i wszystkich podbitych narodów i krajów na całym świecie. Na każdym froncie wojennym byli Polacy. Polski naród jako jedyny w Europie nigdy nie splamił swego honoru zdradą i kolaboracją, walcząc w nierównej walce z dwoma zbrodniczymi okupantami. Mimo sojuszy, mimo zapewnień Polacy byli sami. W wyniku II wojny światowej wymordowano ponad 6 milionów Polaków, kobiet, mężczyzn, dzieci oraz całych rodzin. Od samego początku byliśmy zdradzeni przez naszych sojuszników, pomimo że polski żołnierz krwawo walczył na wszystkich frontach europejskich działań wojennych. Polacy zapisali najpiękniejsze karty naszej tak tragicznej historii. Zapisali je polską krwią, poświęceniem, heroizmem i bohaterstwem, którego rozmiary są do dziś ewenementem historii świata.
Polska została zrównana z ziemią, rozgrabiona i zniszczona. Do dziś zbrodnicze narody Niemiec i Rosji nie zapłaciły Polakom należnych odszkodowań za lata mordów, gwałtów, zniszczeń i grabieży. Dziś wzbogaceni krzywdą narodu polskiego, cynicznie twierdzą, że sprawa roszczeń za ich zbrodnie się przedawniła. Nie ma polskiej rodziny, która by nie zapłaciła najwyższej ceny życia w wyniku popełnionych na narodzie polskim zbrodni.
Polska została zdradzona w Jałcie, Londynie i Paryżu! Agresor i okupant sowiecka Rosja położyła swe łapy na umęczonej i zrujnowanej wojną Ojczyźnie.
Na bagnetach sowieckich okupantów narzucono narodowi polskiemu zbrodniczą władzę ludową. Komuniści w powojennej Polsce mogli się utrzymać przy władzy jedynie przy wsparciu czerwonej Rosji. W Ojczyźnie rozpoczęto nowy terror i nową rzeź. I tym razem naród polski stanął do nierównej walki o swą wolność.
Żołnierze wyklęci, żołnierze Armii Krajowej i polskiego podziemia byli mordowani, katowani i rozstrzeliwani w UB-ckich katowniach sowieckich, łagrach oraz gdy władza ludowa schwytała ich, gdy ludność polska pomagała im przetrwać. Zbrodnicza władza ludowa była bezlitosna, okrucieństwem i represjom dorównując zbrodniczym Niemcom. Ostatni żołnierz wyklęty został zamordowany w 1963r. Komunistyczne sądy masowo skazywały na śmierć polskich bohaterów i żołnierzy. Czerwona sędziowska kasta do dziś zasiada w ławach sądów w Polsce. Ich zbrodnie nigdy nie zostały sprawiedliwie osądzone.
Nie zostali osądzeni oprawcy narodu polskiego. Mordercy, zwyrodnialcy, członkowie bezpieki cieszyli się nie tylko wolnością, ale i nadanymi przywilejami, które zapewniały im dostatnie życie ponad upodlonym narodem. Terror i totalitarny ustrój zapewnić miał wieczne panowanie ludowym oprawcom.
Mordowanych chowano w bezimiennych grobach, bez krzyża i pochówku. To miało odstraszyć innych, którzy by śmieli się sprzeciwiać władzy ludowej.
Nie zakończyło to jednak walki narodu polskiego o wolność. Państwa zachodniej Europy i świata uznawały władzę ludową i zwierzchność sowieckiej Rosji nad polskim narodem w czasie, gdy w Polsce strzelano do polskich robotników. Zniewolony i umęczony naród polski nie obchodził zachodnich państw świata, które zajęte były pomocą w odbudowie zbrodniczych Niemiec, aby te mogły się podźwignąć z wojennej pożogi.
Nad naszą umęczoną Ojczyzną zapadła żelazna kurtyna. Polska dla zachodu przestała istnieć.
Dzięki bohaterskiej postawie pułkownika Kuklińskiego, świat dowiedział się o sowieckich planach totalnej zagłady atomowej,
wojny, która zmiotłaby z powierzchni ziemi wiele narodów i państw Europy w tym Polskę.
Zachód nie uchronił rodziny pułkownika Kuklińskiego przed zemstą czerwonych sowieckich służb.
W rzekomo wolnej Polsce, pułkownik Kukliński musiał czekać długie lata na swoją rehabilitację.
Jego imię nadal jest szargane przez czerwonych oprawców i baronów SLD takich jak towarzysz Czarzasty.
W Ojczyźnie trwała władza ludowa. Deprawowano naród polski, wprowadzono zasady walki klasowej niszcząc wszystko co polskie i narodowe.
Niszczono polską inteligencję, zakłamywano historię ukrywając najcięższe zbrodnie w tym masowe ludobójstwo w Katyniu. Trwał socjalistyczny magiel, który miał stłamsić, zgnieść i zmienić na zawsze niepokorny naród polski wraz z jego tradycją, wiarą i ponad tysiącletnią historią.
Setki Polaków przepłaciły rządy komunistów swoim życiem – robotnicy, księża, resztki przedwojennej polskiej inteligencji. Naród był niszczony i karmiony nienawiścią i propagandą komunistyczną. Podzielono jedność narodu w klasowej eksterminacji wolności.
Mimo tych wszystkich opresji, zbrodni i terroru, komunistom nie udało się nigdy złamać narodu Polskiego.
Trwały protesty, trwały strajki polskich robotników, którzy ginęli od milicyjnych kul, pał zomowców, oraz pod kołami wojskowych pojazdów.
Nie udało się złamać ducha i wiary narodu, który miał Boga w sercu i wiarę, a także swoich kapłanów takich jak prymas Wyszyński, ks. Popiełuszko czy nasz ukochany papież Święty Jan Paweł II Karol Wojtyła. To właśnie dzięki wierze w Boga Wszechmogącego przetrwaliśmy.
To właśnie dzięki Najświętszej Matce Jasnogórskiej Pani Maryi Królowej Polski nie zdołano nas zdeptać, zniewolić i zniszczyć.
Po latach niewoli, gdy nie pomógł nawet wprowadzony stan wojenny przez towarzyszy tak zwanej rady ocalenia narodowego na czele z Jaruzelskim, komuniści postanowili się przefarbować. Pod pozorem demokratyzacji kraju urządzono okrągły stół, który stał się symbolem zdrady narodowej targowicy.
Część elit Solidarności postanowiła dogadać się z oprawcami i katami narodu polskiego. To właśnie dzięki zdradzie najwięksi zbrodniarze uniknęli kary i sądu. Czerwona władza uwłaszczyła się na majątku narodowym budując nowe imperium III RP. Ręce splamione dotąd polską krwią już były czyste, wyprane w toku targów w Magdalence. Nowy sojusz oblewano litrami wódki, która przypieczętowała zdradę.
Naród głodował wierząc, że idzie ku wolności, a został perfidnie okłamany zdradzony i sprzedany. Demokracja po nowemu! Pierestrojka i nowe imperium tej samej znanej władzy, która już odtąd nazywać się każe demokratyczną.
Jak pogodzić krew na rękach komunistycznych oprawców z Matką Boską w klapie marynarki Lecha Wałęsy agenta Bolka, którego bezpieka dowiozła do stoczni motorówką. Jak pogodzić tę zdradę dokonaną na oczach narodu ze śmiercią tysięcy pomordowanych i zamęczonych bohaterów, którzy nie chcieli wyrzec się niepodległej Polski. Jak pogodzić ten okrągły stół z tymi, którzy mordowani strzałem w tył głowy spoczywają w bezimiennych jeszcze nieodkrytych grobach. Prezydentem zostaje towarzysz Jaruzelski, a później agent Bolek – Lech Wałęsa, któremu marzy się NATO-Bis z nowym Związkiem Radzieckim. „Nie kcem, ale muszem” Nowy władca Bolek gromadzi wokół siebie dawnych agentów bezpieki. Naród patrzy z niedowierzaniem, jak dawni oprawcy pospołu z ludźmi Solidarności wprowadzają nowy porządek, w którym nie ma miejsca dla narodu polskiego.
W tym trudnym czasie znalazł się człowiek uczciwy i prawy. Jan Olszewski premier, który postanowił wyczyścić Polskę z komunistów. Jan Olszewski śmiał się sprzeciwić agentowi Bolkowi w jego planach dzierżawy baz wojskowych na rzecz sowieckiej Rosji. Jan Olszewski chciał ujawnienia pełnej listy agentów komunistycznego aparatu. Wówczas wyszłaby na jaw agentura Wałęsy jako Bolka. Do tego Bolek nie mógł dopuścić.
Zaplanował więc Wałęsa zamach stanu – „Nocną Zmianę” która miała sprzątnąć premiera zapewniając panowanie postkomunistów i zdradzieckiej oligarchii. III RP mogła już teraz bez przeszkód powstać i w pełni zająć się budową nowej demokracji dla wybranych.
Po rządach Wałęsy przyszedł czas na rządy byłych towarzyszy z PZPR. Towarzysz Kwaśniewski wraz z postkomunistycznym obozem wprowadził do porządku prawnego nową konstytucję. Ustawę zasadniczą poparło w referendum zaledwie 6 milionów Polaków przy 42% frekwencji.
Oto pełne wyniki referendum konstytucyjnego. Konstytucje towarzysza Kwaśniewskiego,
która obowiązuje do dziś. Poparła ją minimalna większość zaledwie 826 148 ludzi.
Czy można więc mówić o konstytucji wolnej niepodległej Ojczyzny?
Czy uprawnione jest mówienie o konstytucji wszystkich Polaków jako ustawie zasadniczej?
Po uchwaleniu nowej ustawy zasadniczej zmieniono warunki brzegowe dla ważności referendalnej.
W myśl nowego prawa referendum konstytucyjne byłoby nieważne wobec nie osiągnięcia minimalnego progu referendalnego które wynosi 50%. Tak władza postkomunistyczna oszukała naród.
Nowa władza, poprzez uchwalenie konstytucji, zapewniła sobie bezkarność dla zbrodniarzy. Podniesiono próg ważności referendum do 50%.
Zablokowano możliwość lustracji służb i wymiaru sprawiedliwości. System sądownictwa z zasiadającymi sędziami stanu wojennego i aparatu komunistycznego miał stanowić gwarancję nowego rozdania. Postkomunistyczna kasta sędziowska uzyskała przywileje i nietykalność.
Immunitety miały chronić skutecznie oprawców i tych którzy służyli wiernie systemowi.
Nieszczęsny ten naród, którego synowie gorsi są od wrogów. Nieszczęsny ten naród, w którym zło, kłamstwo i zbrodnia powszednieją tak, że już nikogo nie oburzają kolejne skandale i afery.
Ostatnie 30 lat rzekomo wolnej Polski, to tragiczny okres rządów postkomunistów, neoliberałów, zdrajców, i sprzedawczyków, którzy od czasu do czasu zmieniają barwy polityczne by omamić naiwny naród. III RP potrzebowała społeczeństwa raz na 4 lata, aby raz ci, a raz inni mogli zasiąść przy stole i nasycić się władzą do syta. Rosła bieda i nędza Polaków. Rosła niesprawiedliwość, korupcja i wyzysk narodu, który tak łatwo dał się zwieść i oszukać. A wszystko w imię demokracji, pierestrojki i kapitalizmu w krzywym zwierciadle. Czy nie tego chcieliście? Czy za taką Polskę oddawali swe życie mordowani Polacy?
Co można było sprywatyzować i sprzedać uczynił to reformator Balcerowicz uwłaszczywszy czerwonych baronów i oligarchię, naród puścił z torbami.
Wszystko w ramach reformy. Właściwie ostatnie 30 lat pełne jest różnego rodzaju reform. Niektóre wzajemnie się wykluczają, ale karawana toczy się nadal. Gdy zabrakło koncepcji skąd wziąć pieniądze na bieżące potrzeby i rozwój kraju elity wpadły na pomysł, aby zastąpić państwo Polskie Unią Europejską. Postkomuniści z SLD nie dbali o polską niepodległość. W traktatach ubezwłasnowolniono więc Polskę wmawiając ludziom, że tylko dzięki Unii Europejskiej Polacy mogą żyć normalnie. Doprowadzono do upadku polski przemysł, stocznie, górnictwo i tysiące polskich firm. Rabunkowa wyprzedaż majątku narodowego trwała w najlepsze. Rzekomo polski premier w Berlinie i Brukseli przekonywał nowych panów do taniej polskiej siły roboczej. Polacy stali się niewolnikami harującymi za marny grosz, który nie wystarczał by żyć lub godnie umrzeć.
Komunistyczny kaganiec RWPG zastąpiono innym, tym w wersji Europy zachodniej. Tak się nieszczęśliwie stało, że w chwili przystąpienia Polski do Unii Europejskiej to już nie była ta sama organizacja swobodnego handlu przepływu towarów i usług. Rozpoczęła się epoka postkolonialnej ekspansji i drenaży rynków państw środkowej i wschodniej Europy. Przyzwolenie na taki scenariusz dały polityczne elity III RP. Nastąpił nowy podział ról i zależności.
Epoka poklepywania po plecach rozdawnictwa stanowisk unijnych i krajowych i handlu z różnymi grupami wpływowych oligarchów.
W kraju utrwalano nowy porządek. Kasta sędziowska – strażnicy rewolucji wiedzieli jak zapewnić trwałość władzy i podział zysków.
Krzywda ludzka utrwalana wyrokami kasty sędziowskiej, nietykalnej i niezależnej w szczególności od sprawiedliwości i uczciwości, która postawiła się ponad narodem i prawem stojąc na straży trwałości układu władzy III RP, urosła do rozmiarów absurdu.
Państwo opresyjne wobec obywatela, ale spolegliwe wobec zbrodniarzy, gangsterów i złodziei kwitło!
Każdy wyrok można było kupić, wystarczyło mieć odpowiednie wpływy w układzie władzy. Sędziowska kasta zapewniła nietykalność komunistycznym oprawcom. Setki kuriozalnych wyroków wobec obywateli wydawanych przez tych samych sędziów, którzy orzekali w czasie komunizmu.
Brak lustracji środowiska sędziów doprowadził do gangreny, patologi władzy, warcholstwa i bezkarności władzy sędziowskiej w Polsce.
Prawo można było interpretować, jak się chce w zależności od potrzeb. Donald Tusk mając tego świadomość mógł sobie pozwolić na kradzież oszczędności Polaków z funduszy OFE. Bo przecież na polityczne zamówienie pan Andrzej Rzepliński wraz z TK orzekł, że pieniądze Polaków do nich nie należą! Na poprawę warunków życia Polaków pieniędzy nie było i miało nigdy nie być.
Polska miała się stać dostarczycielem taniej siły roboczej i rynkiem zbytu dla unijnych bubli i towarów o znacznie niższej jakości niż odpowiedniki sprzedawane w zachodniej Europie. Dzięki nowym państwom, stare kraje unijnego rynku otrzymały za darmo olbrzymie rynki zbytu.
Można było się bezkarnie uwłaszczać na tym, co jeszcze zostało do wyprzedania za bezcen. Każde Euro zainwestowane w Polsce, czy też nowych członkach unii przynosiło wielokrotny zysk. Następował powolny nieuchronny rozkład państwa polskiego. Ludzi mamiono funduszami płynącymi z Unii Europejskiej bez których naród polski miał nie przeżyć i zniknąć z kart Europy. Władza w Polsce posłusznie wykonywała każde żądanie brukselskich elit.
Zadłużano państwo i naród polski. uzależniono resztki gospodarki od unijnych jałmużn, które w każdej chwili mogłyby być wstrzymane w przypadku polskiego nieposłuszeństwa.
Swoistym chichotem historii stał się fakt, iż zjednoczone dzięki polskiej walce o wolność Niemcy, na powrót stały się ciemiężycielem Europy. Jednak tym razem zamiast blitzkriegu militarnego, Niemcy użyli podporządkowania sobie nowych krajów agresywną ekspansją ekonomiczną.
„To niemiecka jakość”, wszystko co polskie miało zniknąć. Polskość stała się dla elit III RP wstydliwa, nienormalna jak mawiał Donald Tusk.
Ta katolicka zaściankowa konserwatywna Polska musiała ulec nowej, bolszewizacji płynącej tym razem z unijnych brukselskich salonów, na których od lat króluje skrajna lewica, liberałowie i komuniści. Polak nie miał samodzielnie myśleć. Polak miał się podporządkować, zintegrować i całkowicie poddać lewackiej reformacji ustrojowej. To czego nie osiągnęli naziści, to czego nie osiągnęli ruskim butem sowieci, miała teraz osiągnąć nowa elita panów.
W Polsce za zachodnie pieniądze powstawały fundacje, rożnego rodzaju stowarzyszenia i lobbing jak grzyby po deszczu. Wiele partii politycznych powstało dzięki funduszom płynącym, poprzez założone fundacje i stowarzyszenia. Stanowiło to świetne źródło wspierania określonych sił politycznych posłusznie wykonujących polecenia. Judaszowe srebrniki robiły swoje. Przykładem choćby działalność fundacji im Batorego. Czy fakt sfinansowania partii Donalda Tuska przez Niemiecką CDU.
Kongres Liberalno-Demokratyczny, którego jednym z liderów na początku lat 90. był Donald Tusk, otrzymał od niemieckiej CDU pożyczkę w wysokości miliona marek – Potwierdził ten fakt Paweł Piskorski, który był jednym z założycieli. Kongres Liberalno-Demokratyczny, był partią założycielską dla Platformy Obywatelskiej.
Nie dziwią też tak ciepłe związki Donalda Tuska z kanclerz Angelą Merkel.
Nazwisko jakie pada w sprawie wspólnego agenta NRD-owskiej STASI i PRL-owskiej SB, to nazwisko premiera Donalda Tuska. Choć nikt nie jest w stanie przedstawić dowodów na piśmie, to jednak informację tę potwierdza każdy były funkcjonariusz zarówno STASI jak i SB poproszony o komentarz.
Cała sprawa ma związek z ukazaniem się w Niemczech książki Ralfa Georga Reutha i Günthera Lachmanna „Pierwsze życie Angeli M.” poświęconej działalności w NRD obecnej kanclerz Angeli Merkel. Twierdzą w niej, że w 1981 była szefem wydziału agitacji i propagandy FDJ ( Wolna Młodzież Niemiecka – komunistyczna organizacja młodzieżowa Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec w NRD ) oraz członkiem władz komisji zakładowej Akademii Nauk w NRD.
Wolfgang Schnur oraz Lothar de Maizière – polityczni protektorzy młodej Angeli Merkel, pod których skrzydłami rozpoczynała polityczną karierę, okazali się agentami STASI. Obaj na terenie byłej NRD tworzyli oddziały zachodnioniemieckiej partii CDU, z której wywodzi się … Angela Merkel.
Jeżeli Donald Tusk był agentem STASI i SB o pseudonimie „Oscar”, który aktywnie działał w gdańskiej „Solidarności”, to ewentualne zamierzchłe powiązania ze STASI mogą rzucać zupełnie nowe światło na wzajemnie wsparcie i zażyłe stosunki w polityce międzynarodowej Donalda Tuska i Angeli Merkel.
Nowa władza musiała mieć własne media do utrwalania jedynie słusznej linii.
Wyprzedano rynek medialny w Polsce. Obecnie prawie 80% mediów w naszym kraju to media zagraniczne w znakomitej większości należące do niemieckich koncernów medialnych. Trzeba było zbudować system kontroli i propagandy, aby móc tym łatwiej sterować i kształtować społeczeństwo według pożądanej narracji. Wolne i niezależne media stały się mitem. Władza próbowała nawet siłą doprowadzić do zniszczenia niezależności dziennikarskiej. Przykładem mogą być liczne afery, tajemnicze zabójstwa dziennikarzy, czy też działaczy społecznych takich jak Jolanta Brzeska. Działaczka lokatorska, współzałożycielka Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów Jolanta Brzeska zginęła kilka lat temu. Przez lata walczyła z „handlarzami roszczeń” i „czyścicielami kamienic”. Do dziś sprawa jej śmierci nie została wyjaśniona. Walczyła z dziką reprywatyzacją w Warszawie podczas mafijnych rządów prezydent H. Gronkiewicz W. z PO. Zginęła bestialsko zamordowana w lesie kabackim, bo za wiele wiedziała.
Tak za rządów Donalda Tuska władza próbowała zataić przed ludźmi prawdę o niej samej!
Liczne prowokacje, pałowanie ludzi, strzelanie do protestujących górników w jastrzębskiej kopalni węgla.
Tak zakłamywano rzeczywistość w telewizji publicznej zarządzanej i kontrolowanej przez PO!
Nazywając protestujących górników bandami kiboli!
Wejście ABW do siedziby tygodnika Wprost. Próba odebrania laptopa dziennikarzowi.
Władza Donalda Tuska musiała zwalczyć polityczną opozycję.
Torpedowano wszystkie posunięcia i działania prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prezydent był wściekle atakowany za politykę jaką prowadził.
Lech Kaczyński stanowczo sprzeciwiał się neo-imperialnej polityce putinowskiej Rosji. To właśnie dzięki Lechowi Kaczyńskiemu Rosja nie była w stanie zająć całego terytorium Gruzji. Nasz prezydent stał się wrogiem numer jeden dla Putina i jego reżimu.
W Polsce Donald Tusk i jego zaplecze polityczne zajmowało się walką z polskim prezydentem.
Używane do tego celu były media, prasa i telewizja.
Polityka historyczna prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Człowiek polityki historycznej
Analizując tę politykę należy się najpierw zastanowić, jakie były źródła działań podejmowanych przez Lecha Kaczyńskiego. I tu trzeba wskazać po pierwsze na jego filozofię polityczną, zgodnie z którą państwo winno być aktywne w sprawach najważniejszych dla narodu, któremu instytucje publiczne mają przecież służyć. Szczególną uwagę zwracał na bezpieczeństwo kraju (w tym bezpieczeństwo energetyczne), szeroko rozumianą politykę zagraniczną, a także politykę gospodarczą (w przypadku strategicznych gałęzi), społeczną i właśnie historyczną.
Drugim źródłem aktywności Lecha Kaczyńskiego na polu wspólnotowej pamięci była jego koncepcja prezydentury aktywnej, korzystającej z przysługujących prezydentowi konstytucyjnych uprawnień. Należy zauważyć, że polska ustawa zasadnicza z kwietnia 1997 r. w sprawach ustrojowych jest nieprecyzyjna i wprowadza pewien dualizm przede wszystkim w sprawowaniu władzy wykonawczej, w związku z czym faktyczny zakres i waga działań prezydenta oraz rządu są ustalane nie tylko na podstawie zapisów konstytucji, lecz także przez bieżącą praktykę polityczną. A Lech Kaczyński już w trakcie kampanii wyborczej zapowiadał dużą aktywność na tym polu.
Prezydent uważał, że silne, niezależne państwo może zbudować tylko naród świadomy swej przeszłości, organizujący się wokół wspólnej tożsamości. Był także przekonany, że ważne wydarzenia z historii narodu „odgrywają wielką rolę w zmianie stanu jego świadomości”
Kolejnym elementem inicjującym działalność prezydenta w zakresie polityki historycznej były jego różnorakie doświadczenia życiowe, związane z dzieciństwem i latami młodości, gdy znajdował się pod dużym wpływem matki. Jarosław i Lech byli wychowywani w duchu patriotyzmu i poszanowania tradycji, a to zakładało znajomość historii. Większość lektur czytanych synom przez Jadwigę Kaczyńską w mniejszym lub większym stopniu odnosiła się do historii. Jako jedne z pierwszych Lech Kaczyński zapamiętał „Trylogię” Henryka Sienkiewicza i „Olszynkę Grochowską” Walerego Przyborowskiego1. Zapewne te wyniesione z domu wzorce sprawiły, że przez całe życie z pasją oddawał się lekturze książek historycznych i chociaż nie poświęcił się zawodowo muzie Klio, miał bardzo rozległą wiedzę historyczną.
Z pewnością najważniejszym doświadczeniem życiowym przyszłego prezydenta – konstytuującym w pełni jego osobowość, także w wymiarze politycznym – była działalność w NSZZ „Solidarność”. Ten wyjątkowy ruch społeczny przyczynił się również do swoistego renesansu historii – tej prawdziwej, niezakłamanej. W miesiącach „karnawału Solidarności”, ale i w czasie działalności podziemnej, udało się przecież po raz pierwszy uczcić w przestrzeni publicznej wiele historycznych wydarzeń, jak Czerwiec ’56 i Grudzień ’70. W prasie bezdebitowej pojawiały się artykuły na tematy historyczne, a podziemne wydawnictwa publikowały książki zakazane w oficjalnym obiegu.
Należy wspomnieć o jeszcze jednym elemencie, który sprawiał, że Lech Kaczyński mógł czuć się swobodnie na polu polityki historycznej: był to brak obciążeń „osobistej hipoteki” niechlubnymi działaniami w przeszłości. Kaczyński był przecież pierwszym prezydentem III RP, który nie był zaangażowany w komunizm i nie był też rejestrowany jako osobowe źródło informacji tajnych służb PRL2.
Wreszcie, Lech Kaczyński był nie tylko praktykiem, lecz także wytrawnym analitykiem krajowego i międzynarodowego życia politycznego. Zdawał sobie sprawę z tego, że polityka historyczna, czyli w największym skrócie działania mające na celu wyeksponowanie w zbiorowej pamięci niektórych wydarzeń historycznych, jest elementem tzw. miękkiej siły, powszechnie stosowanym przez największe państwa na świecie. Polityka historyczna współtworzy wizerunek poszczególnych państw, który z kolei w nieformalny sposób wpływa na układ sił w stosunkach międzynarodowych i sprawia, że jednym z nich wolno więcej niż drugim3. Dlatego prowadzenie polityki historycznej na gruncie międzynarodowym staje się wprost racją stanu.
W tych rozważaniach skupimy się jednak na wewnętrznym, krajowym wymiarze polityki historycznej prowadzonej przez Lecha Kaczyńskiego.
Docenić ludzi Solidarności
Prezydent uważał, że silne, niezależne państwo może zbudować tylko naród świadomy swej przeszłości, organizujący się wokół wspólnej tożsamości. Był także przekonany, że ważne wydarzenia z historii narodu „odgrywają wielką rolę w zmianie stanu jego świadomości”4. Ponadto twierdził, że duma z przeszłości własnego narodu przekłada się wymiernie na kręgosłup ideowy i moralny społeczeństwa, co pozytywnie odbija się na decyzjach podejmowanych zarówno przez poszczególne jednostki, jak i całą wspólnotę polityczną.
Za jedno z takich kluczowych doświadczeń w dziejach narodu polskiego Lech Kaczyński uważał ruch Solidarności. Świadczy o tym najlepiej określenie „trzecia konspiracja”, którego prezydent użył do oceny działalności związku, także tej legalnej, ale przecież przede wszystkim podziemnej.
Dzięki polityce historycznej realizowanej przez Lecha Kaczyńskiego mit i etos Solidarności znowu mogły być elementem tożsamości wielu różnych środowisk, rzeczywiście całego narodu, a nie tylko wybranej grupy „autorytetów”.
Tym samym Lech Kaczyński wpisał Solidarność w ciąg najważniejszych, najpiękniejszych, ale też najbardziej ofiarnych i przepełnionych miłością do Ojczyzny doświadczeń Polaków w XX w.: „Historia zna niewiele przypadków – a może poza »Solidarnością« nie zna ich w ogóle – w których społeczeństwo prawie w całości zdołało się zorganizować przeciwko totalitarnej władzy. A takim zorganizowanym ruchem była »Solidarność« w latach 1980–1981. Po stanie wojennym stała się wielką organizacją podziemną. Była kolejną wielką polską konspiracją. Licząc od drugiej wojny światowej, można ją nazwać trzecią konspiracją – wziąwszy pod uwagę Armię Krajową i inne organizacje, Polskie Państwo Podziemne z lat 1939–1945, wziąwszy pod uwagę walkę, która toczyła się po roku 1945. I w końcu, począwszy od roku 1976, mamy trzecią konspirację, która rozkwitła w latach 1981–1989. Później przyszła niepodległość, przyszło zwycięstwo”5.
W przypadku dziedzictwa Solidarności działania prezydenta Kaczyńskiego miały przede wszystkim charakter personalny. Był to słuszny krok, ponieważ procesy i wydarzenia historyczne są w pamięci zazwyczaj personifikowane. I tak, u początków III RP mieliśmy do czynienia ze strony dominujących elit z eksponowaniem roli, jaką w działalności opozycji w okresie PRL odegrała wąska grupa z Lechem Wałęsą, Jackiem Kuroniem, Tadeuszem Mazowieckim czy Adamem Michnikiem.
Prezydent Kaczyński wprowadził do oficjalnej, państwowej pamięci o ruchu Solidarności osoby z zupełnie innych kręgów. Dotyczyło to przede wszystkim wyrzuconych w III RP na margines historii i życia publicznego Anny Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdy6. Walentynowicz i Gwiazdę – wielkie ikony Solidarności – prezydent uhonorował już 3 maja 2006 r., a więc niespełna pół roku po objęciu urzędu, najwyższym odznaczeniem państwowym – Orderem Orła Białego. Do końca swojej przedwcześnie przerwanej prezydentury Lech Kaczyński uhonorował różnego rodzaju wyróżnieniami, głównie Orderem Odrodzenia Polski, całą rzeszę uczestników ruchu Solidarności i opozycji antykomunistycznej w PRL, reprezentujących wszystkie najważniejsze organizacje i środowiska zaangażowane w ten ruch. Było to przejście od dominującej w III RP personalnej, elitarnej wizji ruchu Solidarności do przedstawienia tego fenomenu w całym bloku wschodnim takim, jakim on był naprawdę – wielkim, ogólnonarodowym ruchem. Dzięki polityce historycznej realizowanej przez Lecha Kaczyńskiego mit i etos Solidarności znowu mogły być elementem tożsamości wielu różnych środowisk, rzeczywiście całego narodu, a nie tylko wybranej grupy „autorytetów”.
Prowadzenie takiej polityki historycznej w odniesieniu do ruchu antykomunistycznego lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. ułatwiał Lechowi Kaczyńskiemu fakt, że on sam należał do najważniejszych postaci Solidarności, a wcześniej był działaczem m.in. Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. W wielu wydarzeniach uczestniczył osobiście, pamiętał ich przebieg, poszczególnych uczestników i rolę, jaką każdy z nich odegrał. Z tego powodu zdarzało się, że to prezydent podpowiadał swoim urzędnikom odpowiednie kandydatury, a nie tylko akceptował proponowane. Nie polegał jednak wyłącznie na własnej pamięci; aby mieć pewność, że wybrana osoba zasłużyła na wyróżnienie, w porozumieniu z IPN uruchomił procedurę weryfikacyjną, która eliminowała z listy osoby traktowane przez tajne służby PRL jako osobowe źródła informacji.
W wewnętrznej polityce historycznej Lecha Kaczyńskiego docenieniu wszystkich nurtów Solidarności i symbolizujących je postaci towarzyszyły wezwania do rozliczenia sprawców zbrodni komunistycznych. W myśli politycznej prezydenta były to niejako dwie strony tej samej monety. Aby w pełni docenić bohaterstwo i poświęcenie, które nie zmonopolizowały przecież katalogu postaw Polaków wobec reżimu PRL i komunizmu, należało wskazać także zdradę. Tym samym widać, że polityka historyczna prowadzona przez prezydenta miała dodatkowy cel – ufundowanie porządku moralnego, na którym byłoby oparte życie publiczne w Polsce. „W naszym kraju można i trzeba jednoznacznie oddzielić dobro od zła, prawdę od kłamstwa, a sprawiedliwość od niesprawiedliwości”7 – podkreślał Lech Kaczyński.
Powrót Żołnierzy Wyklętych
Lech Kaczyński uznawał Solidarność za „trzecią konspirację”. Ale prezydent nie zapominał również o żołnierzach „drugiej konspiracji”, czyli uczestnikach polskiego podziemia niepodległościowego po II wojnie światowej. Z jego inicjatywy ustanowiono nowe święto – Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych – które po raz pierwszy było obchodzone, niestety, już po jego śmierci (w 2011 r.), a które, jak można oceniać z perspektywy lat 2011–2017, szybko stało się jednym z najważniejszych w kalendarzu świąt państwowych8.
Uzasadniając wniosek o ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, prezydent Kaczyński pisał:
„Niech to nowe święto będzie wyrazem hołdu dla drugiej konspiracji za świadectwo męstwa, niezłomnej postawy patriotycznej i przywiązania do tradycji patriotycznych, za krew przelaną w obronie Ojczyzny”9.
Chociaż nie dane mu było dożyć pierwszych obchodów nowego święta, to już wcześniej uhonorował prezesów Zrzeszenia WiN: Franciszka Niepokólczyckiego i Łukasza Cieplińskiego (wszystkich Orderem Orła Białego) oraz najważniejszych uczestników zbrojnego podziemia antykomunistycznego: Józefa Franczaka „Lalusia” (Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski), gen. Antoniego Chruściela „Montera”, płk. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”, por. Jana Rodowicza „Anodę” i płk. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” (wszyscy odznaczeni Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski). Prezydent przyznał również Ordery „Polonia Restituta” kpt. Mieczysławowi Dziemieszkiewiczowi „Rojowi” i ppłk. Stanisławowi Kasznicy.
W miesiącach „karnawału Solidarności”, ale i w czasie działalności podziemnej, udało się przecież po raz pierwszy uczcić w przestrzeni publicznej wiele historycznych wydarzeń, jak Czerwiec ’56 i Grudzień ’70.
Śmiało też można powiedzieć, że wiele z tych nazwisk stanowi dowód na to, że wbrew przypiętej Lechowi Kaczyńskiemu łatce, potrafił on działać ponad podziałami ideowymi i politycznymi także w sferze polityki historycznej. Przecież wielu Żołnierzy Wyklętych należało do konspiracyjnych organizacji wojskowych obozu narodowego, a więc do reprezentacji tradycji politycznej nie tak mu bliskiej, jak inne polskie tradycje XX w., to jest lewicy niepodległościowej czy obozu piłsudczykowskiego. Tym samym to właśnie on, oskarżany przez przedstawicieli środowisk narodowych o brak wyczulenia na tę stronę sceny politycznej czy nawet o „fałszywą prawicowość”, w dużym stopniu przyczynił się do upamiętnienia i uhonorowania żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowej Organizacji Wojskowej i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. W ten sposób prezydent wprowadził do pamięci zbiorowej tę część polskiej historii, która nawet po 1989 r. miała swoje miejsce głównie w pamięci indywidualnej i rodzinnej. Dzięki tak prowadzonej polityce historycznej Lecha Kaczyńskiego sytuacja odwróciła się diametralnie, choć stało się to już po śmierci prezydenta. Żołnierze Wyklęci są jednymi z najbardziej obecnych w przestrzeni publicznej bohaterów: poświęca się im tablice, pomniki, rajdy, rekonstrukcje, marsze szlakiem bojowym; trafiają na koszulki noszone przez młodzież oraz karty publikacji naukowych i popularnych. Wyklęci przez komunistyczną propagandę, zapomniani przez pierwsze dekady III RP, stali się ponownie – tak jak byli nimi po wojnie – Żołnierzami Niezłomnymi.
Przywrócenie zbiorowej pamięci Polaków ludzi Solidarności i Żołnierzy Wyklętych nie wyczerpuje całości spójnej i przemyślanej strategii polityki historycznej, którą realizował prezydent Lech Kaczyński zarówno na polu krajowym, jak i międzynarodowym. Pozostaje jednak – obok niosącej wyjątkową symbolikę tragicznej jego śmierci w drodze na uroczystości rocznicy Zbrodni Katyńskiej – jej najbardziej wyrazistym przejawem.
Tekst pochodzi z numeru 4/2017 „Biuletynu IPN”
Polski prezydent stanowił przeszkodę dla Kremla. Stanowił również przeszkodę dla Donalda Tuska.
Wymownym komentarzem do malującego się politycznego scenariusza niech będą zdjęcia Donalda Tuska i Putina.
Treści tych rozmów w 4 oczy nigdy nie poznała i nigdy nie pozna opinia publiczna. Z wyjątkiem sytuacji w której Putinowska wszechwładza upadnie w Rosji, a tajne nagrania i dokumentu ujrzą światło dzienne.
Stało się! 10 lat temu rząd Donalda Tuska doprowadził do jednej z największych tragedii powojennej Polski.
Samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim oraz całą 96 osobową delegacją rozbił się w Smoleńsku.
Moim zdaniem i zdaniem wielu ludzi nie była to zwykła lotnicza katastrofa, ale doskonale rozpracowany i zaplanowany zamach.
Celem smoleńskiej zbrodni było nie tylko uderzenie w Polskę. Ratując w 2008 r. pod przywództwem Lecha Kaczyńskiego Gruzję, kraje naszego regionu pierwszy raz od II wojny zachowały się tak, jakby były pełnoprawnymi europejskimi państwami, a nie satelitami Moskwy. Smoleńsk był udaną demonstracją, odpowiedzią Rosji: jesteście tylko postkolonialnymi byłymi demoludami, skoro prezydenta Polski, która miała aspiracje wam przewodzić, można bezkarnie zabić. I zarówno jego naród, jak i zachodni sojusznicy nie ruszą w tej sprawie palcem
Katastrofa smoleńska miała za cel wywołanie katastrofy po-smoleńskiej. Obie były równie starannie dopracowane przez tego samego autora scenariusza. Bez przygotowania tej drugiej – pierwsza nie miałaby sensu.
Zdegradować i poniżyć lidera, to reszta się podporządkuje
Chodziło o zdegradowanie i poniżenie państwa, które stało się dla Rosji problemem jako lider krajów, które dotychczas były „bliską zagranicą”, a nagle broniąc Gruzji, zachowały się tak, jakby były Wielką Brytanią, Francją czy Niemcami.
Rosja w swojej tradycyjnej strefie wpływów nie chciała „Zachodu”. Musiała udowodnić, że go tu nie ma. Spowodować, by lider zachodniej „zarazy” demonstracyjnie, na oczach pozostałych krajów podążających lub mogących podążyć jego śladem, okazał się groteskowym, postkolonialnym bantustanem. Kraikiem, który Moskwa może okrutnie poniżać, a jednocześnie w pełni kontrolować.
Konieczne było nie tylko upokorzenie go ze strony Moskwy, ale i żywy dowód, że także Zachód traktuje Polskę jak bantustan. Nie jako sojusznika „na poważnie”, którego się broni, lecz peryferyjne państewko w strefie niczyjej.
W tym, co tu piszę, nie ma śladu polonocentryzmu. Polska nie była dla Rosji największym problemem na świecie. Była poważnym problemem na lokalną skalę Europy Środkowo-Wschodniej.
Wymowne zdjęcie pokazujące reakcję Donalda Tuska i Władymira Putina tuż po tragedii.
Andrzej Duda: Szybko przejęto wtedy władzę. Oznajmiono mi, że to oczywiste, że prezydent nie żyje…
Po przegranych wyborach w 2015 Platforma Obywatelska wraz z PSL i SLD bezpośrednią spadkobierczynią PZPR zawiązały koalicję na rzecz powrotu do władzy za wszelką cenę. Po wyborach w 2019 do grona totalnej opozycji dołączyła Konfederacja.
Hasłem przewodnim walki o władzę w Polsce stało się hasło: „Ulica i zagranica”
Siły neoliberalne i postkomunistyczne robią wszystko by zatopić usiłującą wybić się na wolność i niepodległość Polskę.
Donoszenie na Polskę stało się jedną z wielu metod walki politycznej.
Oczywiście lewicowe gremia powstającego Niemieckiego imperium w Europie wspierając totalną opozycję w Polsce używają wszystkich instytucji unijnych, do szantażowania, poniżania, i zmuszania Polski by odebrać jej resztki suwerennych praw.
Wojna o wolną i niepodległą Polskę trwa nadal.
Oto dokument jaki podpisali kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Macrone.
Dokument mówi wprost o przekształceniu unii Europejskiej w imperium w którym wszystkie inne państwa narodowe przestają istnieć formalnie i na mapie. Pętla na szyje narodów została nałożona.